niedziela, 27 stycznia 2013

Agata Tuszyńska, Tyrmandowie. Romans amerykański

Po Tyrmanda sięgnęłam późno, jak na swój czytelniczy wiek. Najpierw Zły, następnie Życie towarzyskie i uczuciowe. W końcu przyszedł czas na poznanie samego autora za sprawą wspomnień jego trzeciej żony. Wspomnień intymnych, bo wydobywanych z listów miłosnych Tyrmanda i Mary Ellen. Dzięki nim poznajemy historię młodziutkiej studentki zauroczonej dużo starszym od siebie pisarzem. Wbrew rozsądkowi, opinii matki zaczyna zdobywać wybranka, a udaje się jej to właśnie słowami, w listach. Z nich wyłania się obraz inteligentnej i wrażliwej kobiety, mimo młodego wieku - wiedzącej jak zdobyć to, czego się pragnie.
Kim jest Leopold Tyrmand? Żyd, warszawiak z krwi i kości, doświadczony wojną i komunizmem, imigrant. W listach wybitny intelektualista pewny swego talentu, miłośnik jazzu, nie bez skazy (ona wiedziała, że ją zdradza, miał nawet notes, w którym zapisywał swe podboje). Fascynacja talentem przeradza się w miłość, dla Mary Ellen mąż staje się mentorem i mistrzem w życiu.

Bycie z Tyrmandem to była całodobowa praca. Tak to traktowałam, tak to czułam. Wymagał uwagi i zainteresowania. Pochłaniała mnie nasza świąteczna codzienność.   

Wspomnienia Mary Ellen budują piękną historię miłosną. Godna pozazdroszczenia jest relacja łącząca oboje, mieszanka partnerstwa, podległości nauczyciel - uczennica, ciągłej walki o uwagę i miłość, uznanie i zatrzymanie emocji. Jest czego zazdrościć, bo obojgu się chce, mimo przeciwności, z którymi każdy się boryka. Im się udało, byli szczęśliwi, a ja myśląc o Tyrmandach uśmiecham się. Wiem, że ta lektura ma swoje konsekwencje. Z radością sięgnę po kolejny tytuł...

Ocena 5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz